Z jednej strony im więcej tym lepiej, z drugiej ilość nie zawsze znaczy jakość… Te dwie myśli biją się w mojej głowie od wczoraj. A to wszystko z powodu wizyty na Rema Days.
Rema Days to coś więcej niż targi – to gigantyczna impreza branży reklamowej. I rzeczywiście większość branży tam bywa, jeśli nie w roli wystawców – to zwiedzających – i słusznie jest co oglądać i z kim porozmawiać. Wybierając się tam, miałam nadzieję na nowe pomysły, nowe rozwiązania… tego niestety nie było za wiele, ale nie jest to w moim odczuciu wina samej imprezy, a niestety swego rodzaju charakterystyka sytuacji branży reklamowej. Niemniej jednak ogrom przestrzeni i ponad 570 wystawców robi wrażenie.
A dlaczego im więcej nie znaczy tym lepiej? Przedzierając się między stoiskami i niedorzecznymi tłumami ludzi, po jakichś 15 minutach pojawiła się myśl – za jakie grzechy… To co trzeba wiedzieć o tej imprezie to fakt, że gro zwiedzających pojawia się tam z walizkami. I nie bez powodu – każdy katalog producenta czy dystrybutora to kolejne kilogramy, które trzeba jakoś ze sobą zabrać. Każde niemal stoisko to woreczek gadżetów… Może więc organizatorzy powinni pomyśleć o zapewnieniu zwiedzającym wózków (jak w supermarkecie ;))… Żarty żartami, ale Rema Days robi wrażenie więc polecam każdemu, kto z branżą reklamową jest związany a jeszcze nie miał okazji się tam pojawić.
Oczywiście wyjazd nie mógł się odbyć bez przygód pod tytułem „sierotka w wielkim mieście”. Tak więc poniższa fotka z dworca Śródmieście jest właśnie dla Ciebie Karolino – moja wierna towarzyszko w eksploracji Warszawskiej komunikacji 😉
Ja się tłukłem busikiem. Może mniej wygodnie, ale taniej i (chyba?) szybciej niż PKP. Niestety, gorzej było z powrotem. Śnieg taki, że ledwo dotarłem do centrum (daleko nie było, więc już nie kombinowałem z autobusami), za to powrót do Lublina to masakra. Ulice zatkane, wszystko białe, dopiero koło Kurowa droga zrobiła się w miarę czarna 🙂
Ale i tak było świetnie. Za rok też się wybieram, tym razem z walizką 🙂
Heh, ja oprócz walizki biorę też tragarza 🙂
No ja takiej możliwości nie mam, żona nie mogła jechać 🙂