Uwielbiam odważne kobiety, które błyskotliwością, wiedzą i doświadczeniem zmieniają życie swoich Klientów, przy okazji zmieniając postrzeganie konkretnych zawodów czy branż. Tak właśnie widzę Martę Górazdę. Łączy nas wiele – między innymi zamiłowanie do książek i do zadawania trudnych, ale ważnych pytań.
Marta Górazda – strateg, wykładowca, marketer
AWS: Jestem…
MG: według teorii archetypów, połączeniem mędrca i twórcy. Mam w sobie też odrobinę odkrywcy – poszukiwacza prawdy i towarzysza, który wspiera w procesie zmiany.
AWS:Twoja droga to?
MG: Droga do zrozumienia. To droga ucznia wiecznie głodnego wiedzy, ale też nieustannie czującego, że jeszcze tak niewiele wie, a przez to cierpi na syndrom oszusta.
Od dzieciaka siedziałam z nosem w książkach. Oczywiście nie od razu były to książki biznesowe i podręczniki brandingu.
Mój pomysł na siebie ewoluował. Najpierw chciałam być pisarką, później dziennikarką, następnie planowałam zostać menadżerem, a później wybrałam drogę marketingu i długo nie wiedziałam, w czym będę się tu specjalizować. Po studiach zaczęłam prowadzić bloga, bo w tamtym czasie blogosfera bardzo mnie kręciła i stanowiła nawet temat mojej pracy licencjackiej. Nie chciałam tworzyć kolejnego bloga lifestyle’owego – już wtedy było ich dużo. Obserwując rozwój Jakuba Prószyńskiego (Pijaru Koksu), który dzięki blogowi rozkręcił swoją karierę, stwierdziłam, że pisanie o marketingu na pewno mi nie zaszkodzi. Na początku byłam przeintelektualizowana, próbowałam pisać felietony i polemiki, a moja główna oś zainteresowań to była etyka w marketingu. Na przykład analizowałam reklamy farmaceutyków i wskazywałam, czy łamią jakieś branżowe kodeksy. Albo pisałam, jak promuje się wino, gdy mamy zakaz reklamy alkoholu innego niż piwo.
W tamtym czasie zastanawiałam się nad zrobieniem doktoratu. Byłam wzorową studentką, jedną z najlepszych na roku. Równocześnie jako blogerka zaczęłam dbać o networking i poznawać ludzi z branży.
Któregoś razu wybrałam się na spotkanie Young Strategists Club, które organizował we Wrocławiu Maciej Tesławski i po kilku godzinach oświeciło mnie – no tak, to wszystko, czego się do tej pory nauczyłam, ewidentnie prowadzi mnie na drogę strategii. Pamiętam, jak nieco starsi koledzy z branży próbowali przekonywać, że to za wcześnie, że jestem za młoda! Ich zdaniem, żeby być strategiem, należało najpierw popracować kilka lat na innych stanowiskach. A ponieważ ambicja to moje drugie imię, stwierdziłam, że im udowodnię. Dość szybko dostałam się na staż w dziale strategii. I tak po kolei: od zera do menedżera działu, a później na swoje. Z resztą o tym, że chciałabym być “niezależnym konsultantem”, wiedziałam od początku.
Udało mi się też zrealizować niemal w każdej roli, którą sobie planowałam. Jestem wykładowcą na uczelni, zarządzam swoim małym zespołem i wciąż lubię pisać. Na książkę też pewnie przyjdzie kiedyś czas!
AWS: Syndrom oszusta potrafi zepsuć smak każdego sukcesu. Jaka jest Twoja recepta?
To, co mi pomaga czuć się dobrze w miejscu, w którym jestem, to przede wszystkim moi klienci. Z biegiem lat i zrealizowanych projektów jest mi coraz łatwiej wierzyć, że umiem. Dając od siebie wiedzę innym, widzę, jak bardzo jest wartościowa. Pomaga mi też bycie dobrze przygotowaną. No i pracuję nad przekonaniami związanymi z pewnością i wiarą w siebie.
AWS: Co dla Ciebie oznacza bycie marką osobistą?
MG: Wprowadziłam w moim wewnętrznym słowniku rozróżnienie pomiędzy marką osobistą opartą na pięknym umyśle i marką osobistą opartą na pięknej autopromocji.
Często obserwujemy i doceniamy tych, którzy są najbardziej widoczni w social media. Tymczasem personal branding nie zależy od live’ów i wrzutek na Instagramie. Nie można mylić lansu i autopromocji z dawaniem wartości innym.
Marki osobiste, które nazywam “mającymi piękne umysły”, intelektualnie pożerają królów social media na śniadanie, ale nie poświęcają 20h tygodniowo na autopromocję i dlatego tak rzadko o nich słyszymy.
Dlatego bycie marką osobistą nie polega na krzyczeniu, ale na tworzeniu. Na dostarczaniu unikalnej wartości. A przede wszystkim na porządnej autorefleksji i życiu w zgodzie ze sobą – a nie z tym, co się najlepiej sprzeda w internecie.
AWS:Czy myślisz o sobie jak o marce? Dlaczego?
MG: Zgodnie z tym, że każdy z nas jest marką – nie mogę tak o sobie nie myśleć. Prowadzę biznes pod własnym nazwiskiem. Marka osobista jest moim najcenniejszym aktywem – jeśli wszystko stracę, zostanie mi marka. Nie będę startować od zera.
AWS: Jesteś strategiem, ale nie stoi za Tobą żadna duża agencja, a to z nimi strategie są często kojarzone. Jak sobie radzisz z tak złożoną pracą w pojedynkę?
MG: Po pierwsze: agencje “od wszystkiego” niekoniecznie są dobre w strategii. Strategia w agencjach to w większości przetargi. Nie ma tam czasu na dokładne zapoznanie się z sytuacją klienta, a podczas briefingu klienci często nie chcą lub nie mogą zdradzić za wiele. Pracuje się głównie na platformach komunikacji, a pomysł na markę ewoluuje wraz ze zmianą agencji, która obsługuje brand. Strateg nie ma możliwości wejść w głęboką relację z klientem. Nie może też działać na niekorzyść agencji i doradzać/odradzać jej usługi.
Po drugie: rzadko jednak pracuję w pojedynkę. Mam swój mały zespół, który działa ze mną projektowo, a ja także wspieram czasem innych strategów i agencje. Z jednej strony strategia wymaga skupienia i przestrzeni na myślenie, co idealnie wychodzi, gdy jest się samemu. Z drugiej, potrzebuje pomysłów i niestandardowych rozwiązań – a to już zdecydowanie lepiej idzie w pracy w grupie.
AWS: Strategia często łączona jest z wielkimi dokumentami (jak je nazywasz półkownikami) i długim okresem przygotowawczym. Jak radzisz sobie z tymi przekonaniami?
MG:Słyszałam też, że strategia to synonim do czegoś drogiego, a posiadanie jej to luksus i coś zbędnego. Nasza kultura przedsiębiorczości wymaga sporo edukacji w zakresie strategii. Zwykle robi się ją za późno – gdy marka ma problemy i trzeba ją ratować. A tych kłopotów można było uniknąć, gdyby praca nad strategią została wykonana na samym początku. Może wtedy w ogóle zmienilibyśmy model biznesowy albo zdecydowali się robić coś innego.
Staram się pokazywać klientom konsekwencje braku strategii, a w pracy nie zaszywam się na długie miesiące, by tworzyć dokumentację, tylko angażuję drugą stronę – np. przez zadania domowe czy warsztatową formę. To klient zostanie z wypracowaną strategią na długie lata, nie ja – i to klient musi się z nią utożsamiać.
Lubię wdawać się w dyskusje o tym, jak powinna wyglądać strategia, ile mieć stron, czy powinna być prezentacją czy jednak dokumentem tekstowym, ale to takie akademickie rozważanie. Nie ma jednej recepty. Najważniejsze, co klient dalej z tym zrobi. Można opisać markę w najdrobniejszych szczegółach na 150 stron i rozczarować się, że niewiele z tego ujrzy światło dzienne. Można opisać markę na jednej stronie i zainspirować do rozwijania konceptu na brand.
AWS: Pamiętam jak pod koniec 2017 pisałaś, że byłaś strategiem dla innych, ale nie dla siebie. Czy udało Ci się to zmienić? Jak tego dokonałaś?
MG:To wciąż dla mnie duże wyzwanie. Gdy masz świadomość złożoności i nieodwoływalności strategii, dodasz do tego jeszcze szczyptę perfekcjonizmu – przepis na katastrofę gwarantowany.
Dopiero zorganizowanie warsztatów z marki osobistej skłoniło mnie, by przepracować siebie razem z uczestnikami. Praca nad swoją marką odbywa się u mnie małymi partiami, każdego dnia. Musiałam odrzucić piękną, acz utopijną wizję zaszycia się gdzieś na trzy miesiące, by pracować tylko nad sobą.
AWS:Z jakimi mitami w swoim życiu musiałaś / musisz się zmierzyć?
MG:Najmocniejszy to: strateg to mężczyzna w dojrzałym wieku. Patrząc na nasze rodzime podwórko, nie widać wiele kobiet-strateżek. A przecież jesteśmy, tylko nie krzyczymy. Jesteśmy skromne – może aż za bardzo.
Mężczyzną nigdy się nie stanę, ale czasem pozwalam sobie myśleć, że na prawdziwą mądrość i prawdziwy sukces przyjdzie pora dopiero gdzieś za 10 lat. Paradoksalnie, czekam, aż przybędzie mi trochę zmarszczek. Oczywiście nic nie dzieje się magicznie, przez ten czas trzeba pracować nad sobą, nad klientami, zdobywać wiedzę.
AWS: Co jest dla Ciebie najważniejsze w życiu, które wybrałaś?
MG:Wolność i możliwość myślenia nad danym tematem tyle, ile chcę. Możliwość decydowania o swoim czasie. Odrzucanie pracy niezgodnej z moimi wartościami albo po prostu dla klientów, z którymi od samego początku coś mi nie gra. Lubię pracę z markami lifestyle’owymi i cieszę się, że mogę w większości z takimi współpracować.
AWS:Co chciałabyś wiedzieć (a nie wiedziałaś) o biznesie i budowaniu marki kiedy zaczynałaś?
MG:Planowanie jest wszystkim, plan jest niczym, a bez odwagi, czasu i budżetu na wdrożenie, strategia zawsze będzie niewiele znaczącym dokumentem, który będzie zbierać kurz na półkach.
Dogadałbym się z Panią Martą bardzo dobrze… Tak miło posłuchać (poczytać) kogoś takiego.
1. Marka osobista vs land jak ja to lubię… 🙂 Trzeba uświadamiać zainteresowanych, na czym ta różnica polega.
2. Świadomość społeczeństwa na temat strategii marketingowej rośnie, ale wciąż obserwuję, że jest jeszcze dużo do zrobienia w tym obszarze. Pan Maciej jest świetnym ekspertem i współpracowałem z nim przy strategii marki u Kawiarza. Dobre rozumienie strategii marketingowej też nie jest takie oczywiste.
3. Planowanie jest wszystkim, plan jest niczym – bardzo lubię to stwierdzenie i stosujemy je w naszej agencji od lat 🙂
Dzięki!
Dzięki za komentarz. Zdecydowanie Martę warto poczytać 🙂